Dzień III (wtorek 8.05.2012) 5
autostopów
Łącznie na 4 stopy przez Albanię
dojechaliśmy do granicy Kosowskiej, którą przejechaliśmy bez
wychodzenia z samochodu i pokazywania dokumentów. Nocleg na trawniku
przy restauracji Kosowskiego Albańca- naszego ostatniego kierowcy.
W 2007 roku gdy jeździłem na stopa po
Grecji kierowcy mówili mi „uważaj na Albańców. Oni jeszcze
kilka lat temu mieszkali w górach i ruchali kozy, teraz jest to
największa mafia na Bałkanach” tak jak wtedy mnie to oburzyło i
nie wiedziałem o co Grekom chodzi- teraz uważam, że mieli dużo
racji.
Dzień IV środa 9.05.2012. 4
autostopy
Kosowo. Krajem zdecydowanie byłem
zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie mało przyjazne,
niebezpieczne, że wojna jaka miał tutaj miejsce tak niedawno
zostawiła po sobie jakieś ślady. Oprócz wojsk NATO, urzędów UE
i ONZ nic nie wskazuje na jakieś problemy w tym małym kraju. W
większych miastach poziom życia naprawdę na wysokim poziomie i nie
odbiega od mniej zamożnych krajów UE. Ubiorem ludzi w Prisztinie
naprawdę byliśmy zaskoczeni!
Językiem urzędowym jest Albański i
Serbski. I oba te języki są znane większości mieszkańców. Po
Albańsku mówił każdy na ulicy. Namówić ludzi na rozmowę po
Polsku (zbliżony do Serbskiego) nie było łatwo. Zanim ktoś użył
serbskiego dobrze rozejrzał się dookoła, czy nikt tego nie widzi!
W Kosowie widoczna jest znaczna
dyskryminacja Kosowskich Serbów i silna „Albanizacja”, na którą
organizacje międzynarodowe tam stacjonujące nie zwracają uwagi.
Dlaczego są tam pompowane tak duże pieniądze?, Komu zależy na
rozwoju tego nowego kraju?, jaki interes mają Stany w pomocy
Kosowskim Albańczykom? (nawet w Albanii w urzędach wolontariaty
mają młodzi ludzie z USA).
Ludzie z jakimi rozmawialiśmy w
Prisztinie mówili nam, że z miasta wyjechać można tylko
autobusem. Gdy pytaliśmy o pociąg, którego linia jest zaznaczona
na mapie mówiono nam, że nie kursuje. Z trudem doprowadził nas na
dworzec student filologii angielskiej. Musiał kilkukrotnie pytać
przechodniów gdzie jest dworzec!
Do miejscowości Peja będącej
najbliżej granicy Czarnogórskiej jeździły dwa pociągi dziennie.
Ze względu na to, że bardo lubimy jazdę pociągami długo się nie
zastanawialiśmy. Mimo że szerokość torowiska jest „standardowa”
wagony są szerokości rosyjskich. Pociąg bardzo stary, lokomotywa z
lat pięćdziesiątych produkcji Szwedzkiej lecz standard wagonów
naprawdę na wysokim poziomie.
|
Radość na twarzy z kolejnego już Czebaba |
Peja niestety już trochę gorzej
wyglądała lecz nie było źle. Dojechaliśmy tam nocą.
Kupiliśmy robione w tym mieście piwo
o nazwie pochodzącej od miasta, zrobiliśmy szybkie zakupy i
poszliśmy do przydrożnego baru z grillem. [...]Na bałkanach
tradycyjnymi fast foodamii obok Mięsnego Burka jest czebab
pochodzący z Serbii- wyglądający prawie jak tradycyjny kebab (nie
mylić z Donerem!). Był naszym ulubionym daniem w Kosowie. Za 1,5 –
1,8 E można naprawdę dobrze się najeść ;)To ostatnia miejscowość
przed granicą. Do najbliższego miasta 50km przez góry. Z pomocą
Kosowskiej policji rozbiliśmy namiot przed hotelem przy samych
górach.
Dzień V (czwartek 10.05.2012) 1
autostop
Jeden stop w ciągu całego dnia. W
górach naprawdę jeździło mało samochodów. Złapaliśmy Tira z
mężczyzną z Kosowa wiozącego nikiel do portu w miejscowości Bar
w Czarnogórze. Granicę i praktycznie cały kraj przeskoczyliśmy z
jednym kierowcą w 6 godzin. Miły człowiek. Rozmowa cały czas po
„Polsko- serbsku”. Opowiadał nam o swojej żonie, trójce
dzieci, rodzeństwie ulubionych prostytutkach z których najlepszą
mieliśmy możliwość nawet zobaczyć przez okno mijając na
górskiej drodze.
W ten sposób po kolejnym czebabie
szybko zapakowaliśmy się do pociągu i dojechaliśmy do
miejscowości Bar skąd autobusem następnie na najsłynniejszą
czarnogórskiej piaszczystej plaży „vielka plaza” przy
miejscowości Ulcij. Od razu byliśmy negatywnie nastawieni. Hotele,
a w oknach i pod nimi dziesiątki pijanych krzyczących ludzi. Plaże
poodgradzane wyglądające jak ogródki piwne przy knajpach. Po kilku
km znaleźliśmy jedną opuszczoną plażę, na której rozbiliśmy
nasz namiot.
Dzień VI (piątek 11.05.2012) 3
autostopy
Dzień dosyć ciężki. Od 8 rano było
tak gorąco, że niczego się nie chciało. Popływaliśmy sobie
trochę w morzu. Brudne plaże nie umilały odpoczynku. Takie
Władysławowo tylko cieplejsza woda niż u nas latem. Uciekamy stąd.
|
Magda w Adriatyku w Ulcij |
|
Oprócz krabów, tysięcy ryb i mięczaków w wodzie można było spotkać też mniej przyjazne zwierzaki |
|
Rzeczka uchodząca do morza kilka set metrów dalej |
Po drodze zahaczamy ponownie miejscowość Bar oraz Stary Bar .
Na trzy stopy przejechaliśmy
praktycznie wzdłuż całego wybrzeża do miejscowości Kotor. Piękne
stare miasto, piękne wybrzeże fiordowe. Coś niesamowitego.
Rozstawiliśmy namiot 2 metry od wody, a 5m od drogi, kupiliśmy dwie
duże ryby i usmażyliśmy ją sobie na patykach nad ogniskiem ;)
|
Męska część rodziny w trakcie wyciągania sieci z fiordu |
|
Nasze obozowisko |
Super, reportaż. Przeczytałem cały. Bardzo miło mi się czytał, szczególnie te zdania o Czarnogórze. Znam te strony bo kiedyś też tam byłem, może w nieco mniej ekstremalnej podróży ale też rozbijaliśmy namioty nas samym morzem. Plan mojego wyjazdy prowadził tez do Albanii, ale nam się nie udało. Może jeszcze kiedyś spróbuję. Wracaliśmy z Monte Negro przez Bośnię (Sarajewo). Jak czytałem to strasznie Ci zazdrościłem. Powodzenia i Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńSarajewo, Belgrad, Zagrzeb i Lublane wrzucę w najbliższych dniach. Niestety Kolejny wątek to załamanie pogody podczas drogi przez góry i śnieg w sarajewie (podobno pierwszy od 50 lat w połowie maja!)
Usuń