Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

23 maj 2012

Bałkany- dzień III - VI


Dzień III (wtorek 8.05.2012) 5 autostopów
Po noclegu w Rastusz jakieś 20km od granicy albańskiej na Stopa dojechaliśmy do granicznego miasta Debar. Zdecydowanie nie należy do ładnych miast. Przemyt, sklepiki, targowiska. Kupiliśmy trochę jedzenia i do granicy oddalonej o 5-7km doszliśmy z buta. Po drodze tony śmieci porozrzucanych po krzakach, rowach, strumieniach. Zdechłe zwierzęta, smród i bieda. Przejście graniczne nie wyglądało ciekawie. Druty kolczaste strażnice z uzbrojonym wojskiem, bunkry i schrony. Bez większego problemu dostaliśmy się do Albanii.

Macedonia. Minaret i góry w graniczące z Albanią.

Debar. Miasto graniczne. Wóz konny działający jako TAXI

Przydrożne targowisko i w tle magazyn kartonów


Droga prowadząca do przejścia granicznego z Albanią. Wzdłuż drogi śmieci są normą w tym rejonie.

Płonące dzikie wysypisko śmieci

W Albanii ludzie o całkiem innych rysach twarzy. Znacznie ciemniejsi. 90% samochodów to Mercedes w kilku modelach z przełomu lat 80/90' a reszta to BMW, Audi i opel. Prawie jak w krajach bliskiego wschodu i północnej Afryki. Trudno opisać ten kraj w skrócie. Przejeżdżając górskimi drogami naoglądaliśmy się tylu dzikich osad, że odechciało nam się nocować w tym kraju. Z ciekawszych rzeczy- pomocni ludzie w jeździe na stopa (o ile zaznaczy się przed wejściem, że to podróż na stopa, a nie chęć jazdy nieoznakowaną taksówką”), wysoko w górach spotkaliśmy dwa żółwie greckie.


Główna droga w miejscowości Peshkopi w Albanii.


Żółw Grecki upolowany przez Magdę


Górska droga prowadząca do miejscowości Kukes

Kukes

Dystrybutor paliwa, a na nim leżące rogi barana


Wypas bydła

Łącznie na 4 stopy przez Albanię dojechaliśmy do granicy Kosowskiej, którą przejechaliśmy bez wychodzenia z samochodu i pokazywania dokumentów. Nocleg na trawniku przy restauracji Kosowskiego Albańca- naszego ostatniego kierowcy.

W 2007 roku gdy jeździłem na stopa po Grecji kierowcy mówili mi „uważaj na Albańców. Oni jeszcze kilka lat temu mieszkali w górach i ruchali kozy, teraz jest to największa mafia na Bałkanach” tak jak wtedy mnie to oburzyło i nie wiedziałem o co Grekom chodzi- teraz uważam, że mieli dużo racji.

Dzień IV środa 9.05.2012. 4 autostopy

Kosowo. Krajem zdecydowanie byłem zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie mało przyjazne, niebezpieczne, że wojna jaka miał tutaj miejsce tak niedawno zostawiła po sobie jakieś ślady. Oprócz wojsk NATO, urzędów UE i ONZ nic nie wskazuje na jakieś problemy w tym małym kraju. W większych miastach poziom życia naprawdę na wysokim poziomie i nie odbiega od mniej zamożnych krajów UE. Ubiorem ludzi w Prisztinie naprawdę byliśmy zaskoczeni!

Prizren

Prizren i "wyspy śmieci"

Dosyć częsty widok na Kosowskich drogach- pucybut

Wojsko NATO- Kosovo Force



Jeśli chodzi o stolicę- to nic ciekawego nie można tam zobaczyć. Wielki festyn z okazji dnia UE- niebieskie baloniki z żółtymi gwiazdkami, stragany z ulotkami kilku krajów, człowiek na szczudłach, dzieci malujące sobie twarze, i żonglujący piłeczkami clowny. Nie powala miejsce. Zlewająca się architektura Islamu, rozpadające się budynki ze szklanymi wieżowcami.
Jedyną atrakcją gdzie jeżdżą turyści to „New Born”- postawione kilka lat temu wysokie na jakieś 2,5m metalowe „3D” litery pomazane spray-ami.



Niedokończony ortodoksyjny kościół Serbski sprzed wojny. Część Albańska wyznaje Islam.

Kilkunastopiętrowy szklany wieżowiec

Muzeum wojny w Kosowie w Prisztinie

New Born


Językiem urzędowym jest Albański i Serbski. I oba te języki są znane większości mieszkańców. Po Albańsku mówił każdy na ulicy. Namówić ludzi na rozmowę po Polsku (zbliżony do Serbskiego) nie było łatwo. Zanim ktoś użył serbskiego dobrze rozejrzał się dookoła, czy nikt tego nie widzi!
W Kosowie widoczna jest znaczna dyskryminacja Kosowskich Serbów i silna „Albanizacja”, na którą organizacje międzynarodowe tam stacjonujące nie zwracają uwagi. Dlaczego są tam pompowane tak duże pieniądze?, Komu zależy na rozwoju tego nowego kraju?, jaki interes mają Stany w pomocy Kosowskim Albańczykom? (nawet w Albanii w urzędach wolontariaty mają młodzi ludzie z USA).

Ludzie z jakimi rozmawialiśmy w Prisztinie mówili nam, że z miasta wyjechać można tylko autobusem. Gdy pytaliśmy o pociąg, którego linia jest zaznaczona na mapie mówiono nam, że nie kursuje. Z trudem doprowadził nas na dworzec student filologii angielskiej. Musiał kilkukrotnie pytać przechodniów gdzie jest dworzec!
Do miejscowości Peja będącej najbliżej granicy Czarnogórskiej jeździły dwa pociągi dziennie. Ze względu na to, że bardo lubimy jazdę pociągami długo się nie zastanawialiśmy. Mimo że szerokość torowiska jest „standardowa” wagony są szerokości rosyjskich. Pociąg bardzo stary, lokomotywa z lat pięćdziesiątych produkcji Szwedzkiej lecz standard wagonów naprawdę na wysokim poziomie.

Radość na twarzy z kolejnego już Czebaba
Peja niestety już trochę gorzej wyglądała lecz nie było źle. Dojechaliśmy tam nocą.
Kupiliśmy robione w tym mieście piwo o nazwie pochodzącej od miasta, zrobiliśmy szybkie zakupy i poszliśmy do przydrożnego baru z grillem. [...]Na bałkanach tradycyjnymi fast foodamii obok Mięsnego Burka jest czebab pochodzący z Serbii- wyglądający prawie jak tradycyjny kebab (nie mylić z Donerem!). Był naszym ulubionym daniem w Kosowie. Za 1,5 – 1,8 E można naprawdę dobrze się najeść ;)To ostatnia miejscowość przed granicą. Do najbliższego miasta 50km przez góry. Z pomocą Kosowskiej policji rozbiliśmy namiot przed hotelem przy samych górach.

Dzień V (czwartek 10.05.2012) 1 autostop
Jeden stop w ciągu całego dnia. W górach naprawdę jeździło mało samochodów. Złapaliśmy Tira z mężczyzną z Kosowa wiozącego nikiel do portu w miejscowości Bar w Czarnogórze. Granicę i praktycznie cały kraj przeskoczyliśmy z jednym kierowcą w 6 godzin. Miły człowiek. Rozmowa cały czas po „Polsko- serbsku”. Opowiadał nam o swojej żonie, trójce dzieci, rodzeństwie ulubionych prostytutkach z których najlepszą mieliśmy możliwość nawet zobaczyć przez okno mijając na górskiej drodze.
Przez piękny kanion rzeki Moraća dojechaliśmy do Podgoricy- stolicy Czarnogóry. Już trzecia stolica, która nas rozczarowała. Żadnej interesującej rzeczy...

Rożaje

Kanion rzeki Moraća
Zamek w Podgoricy nad rzekami Zeta i Moraća

Most w Podgoricy na Moraće

W ten sposób po kolejnym czebabie szybko zapakowaliśmy się do pociągu i dojechaliśmy do miejscowości Bar skąd autobusem następnie na najsłynniejszą czarnogórskiej piaszczystej plaży „vielka plaza” przy miejscowości Ulcij. Od razu byliśmy negatywnie nastawieni. Hotele, a w oknach i pod nimi dziesiątki pijanych krzyczących ludzi. Plaże poodgradzane wyglądające jak ogródki piwne przy knajpach. Po kilku km znaleźliśmy jedną opuszczoną plażę, na której rozbiliśmy nasz namiot.

Dzień VI (piątek 11.05.2012) 3 autostopy
Dzień dosyć ciężki. Od 8 rano było tak gorąco, że niczego się nie chciało. Popływaliśmy sobie trochę w morzu. Brudne plaże nie umilały odpoczynku. Takie Władysławowo tylko cieplejsza woda niż u nas latem. Uciekamy stąd.

Magda w Adriatyku w Ulcij

Oprócz krabów, tysięcy ryb i mięczaków w wodzie można było spotkać też mniej przyjazne zwierzaki

Rzeczka uchodząca do morza kilka set metrów dalej


Po drodze zahaczamy ponownie miejscowość Bar oraz Stary Bar .
W starym barze dotarliśmy do pięknego grodu. Akwedukt, cytadela, ogromne mury. Zdecydowanie polecam ;)

Stary Bar



Akwedukt doprowadzający pitną wodę z gór do cytadeli

Jedna z największych zagadek wyjazdu- Objawienie?

W trakcie płukania wody morskiej z ciuchów ;)
Na trzy stopy przejechaliśmy praktycznie wzdłuż całego wybrzeża do miejscowości Kotor. Piękne stare miasto, piękne wybrzeże fiordowe. Coś niesamowitego. Rozstawiliśmy namiot 2 metry od wody, a 5m od drogi, kupiliśmy dwie duże ryby i usmażyliśmy ją sobie na patykach nad ogniskiem ;)


Męska część rodziny w trakcie wyciągania sieci z fiordu

Nasze obozowisko

2 komentarze:

  1. Super, reportaż. Przeczytałem cały. Bardzo miło mi się czytał, szczególnie te zdania o Czarnogórze. Znam te strony bo kiedyś też tam byłem, może w nieco mniej ekstremalnej podróży ale też rozbijaliśmy namioty nas samym morzem. Plan mojego wyjazdy prowadził tez do Albanii, ale nam się nie udało. Może jeszcze kiedyś spróbuję. Wracaliśmy z Monte Negro przez Bośnię (Sarajewo). Jak czytałem to strasznie Ci zazdrościłem. Powodzenia i Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarajewo, Belgrad, Zagrzeb i Lublane wrzucę w najbliższych dniach. Niestety Kolejny wątek to załamanie pogody podczas drogi przez góry i śnieg w sarajewie (podobno pierwszy od 50 lat w połowie maja!)

      Usuń