Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

8 lut 2012

Rewelacyjne zakończenie 2011 i rozpoczęcie 2012 roku

Pod koniec roku plany trochę się pozmieniały i z wyjazdu na stopa na sylwestra do Wilna wyszły nici. 30.12.11 wieczorem po analizie prognozy pogody ułożył się naprawdę fajny pomysł. Wreszcie sylwester w akademiku, a od samego rana w Nowy Rok latanie w Nowych Marzach po 3 miesiącach detoksu. I wyszło by wszystko fajnie gdyby nie mały incydent około 13-tej w Sylwestra. Jadąc rowerem przez Toruńską krzyżówkę skończyłem na trawniku. Szybciej wstałem na nogi niż z nich spadłem. Czarno przed oczami, zawroty w głowie, dla odmiany po chwili szaro i rozmycie obrazu, szybki slajd wysiadającego kierowcy, a po chwili już  odjeżdżającego, schylam się po chwili by podnieść rower lecz nie jestem go w stanie podnieść prawą ręką. Znowu mgła przed oczami i walka by nie odlecieć. Siadam na chodniku, czekam, aż zejdzie ciśnienie i zacznę logicznie myśleć. Szybko analizuje. Uderzenie głową i prawym barkiem w słup sygnalizacji świetlnej. Głowa bez widocznych obrażeń stłuczona skroń i szyja. Ramie- jeszcze nie boli, ale obojczyk ruchomy- kurw... przemieszczenie. Zatrzymuje się kolejny z przechodniów i jako jedyny zostaje przy mnie mimo, że wszystkim po kolei mówię, że nie potrzebuje pomocy. Czekam jeszcze chwilę i dochodzę do wniosku, że stan ręki jest na tyle poważny, że głupotą będzie jak sam będę jechał do szpitala. Dzwonie z chodnika pod 999 podając dokładne miejsce i czekam na ambulans. Po 13 minutach od pierwszego telefonu dzwonię jeszcze raz- "już jest w drodze". Dociera po 17 minucie i dobrych 30 minutach od wypadku. Młodzi bardzo mili praktykanci. Zakładają temblak, ale tak luźno, że proszę o dociągnięcie, wstaje wchodzę do karetki i siadam na fotelu, zamykają drzwi i nie wytrzymuje- " A ROWER?!", "a co my mamy z nim zrobić?", "a gdybym rozbił się samochodem to zostawilibyście na środku krzyżówki z otwartymi drzwiami?" spojrzeli na siebie uśmiechnęli się do mnie i wrzucili go na nosze. W trakcie drogi do szpitala kilka pytań co się stało, czy wiem jak się nazywam itd i nagle krzyk z tyłu "Ale pogiąłeś kierownicę! zaraz Ci naprostuje!" ;) Po chwili rozmowy wszedłem na izbę przyjęć, a za mną 3 ratowników prowadzących rower.
Odbiera mnie lekarz:
"Co się stało?"
"złamałem obojczyk z przemieszczeniem, mam stłuczoną głowę i..."
"...skąd ty możesz wiedzieć, że masz złamany obojczyk?!"
No i zaczyna się jak zawsze...
"RTG prawego ramienia!"




Dalej to już nic przyjemnego- gips, podpisanie kilku papierków, recepty na dziwne leki przeciwbólowe i wychodzę... Tutaj na szczęście zostałem uratowany przez mieszkającą 0,5km od szpitala Magdę- zapakowała rower do samochodu i zaciągnęła na opóźnione śniadanie.

Leki wykupuje i rzucam na szafkę, i rozpoczynam kurację od sylwestrowego pstryknięcia puszki piwa i imprezy ze znajomymi w akademiku.


Pierwszych 5 dni to męczarnia w zawiniętym dookoła klatki piersiowej gipsie- połamałem go pokruszyłem i wymieniłem w kwidzyńskim szpitalu na ortezę. Kolejny tydzień to nauka posługiwania się lewą ręką, a 3 i 4 to tłumienie roznoszącej mnie energii...
Po 37dniach ściągam ortezę na dobre. Narośl kostna i trochę mniej mięśni. Ręka ma pełen zakres ruchów, a dzisiaj 39 dni po wypadku pływałem w basenie. Teraz potrzebna dobra rehabilitacja. Za 2 tygodnie wracam do latania i szykuje się na pierwsze zawody w tym sezonie.