26 maj 2012
23 maj 2012
Bałkany Dzień VII i VIII
Dzień VII (sobota 12.05.2012) 2
autostopy
Stara część Kotoru jest ogrodzona
4,5km murem obronnym- od portu po górujący nad miastem stromy
szczyt z ruinami cytadeli. Wygląda to jak górskie części muru
chińskiego.
Kotor jest idealnie usytuowanym portem.
Wysoki Fiord dawał dawniej schronienie przed wrogami, silnym
sztormowym wiatrem. Woda jest przepełniona rybami. Lecz ma to też
swoje złe strony. Ze względu na bardzo wysokie góry dookoła morza
dociera do miasta bardzo mało światła. Niewielka wymiana wody z
otwartym morzem powoduje, że po południu zapach wody nie jest
przyjemny ze względu na problemy z oczyszczaniem ścieków. Jest tu
zimno i szybko się ściemnia. Miejscowi mówią, że zimą jest to
bardzo depresyjne miejsce. Podobno największy współczynnik
samobójstw wśród wszystkich miast byłej Jugosławii!.
Przedmieścia Kotoru |
Targ w Kotorze. Raj dla wygłodzonego turysty |
Widok na Kotor z zamku znajdującego się na szczycie góry. Idealny widok na mury miasta |
Magda i widok na fiord |
i ja i widok na port ;) |
Po całym dniu w fiordzie dwoma stopami
dostaliśmy się ponownie do stolicy. W mieście nie znaleźliśmy
żadnych hosteli w rozsądnej cenie. Żeby urozmaicić sobie wieczór
udaliśmy się do akademika tutejszego Uniwersytetu. Niestety nie
mieli miejsc, ale portier zaproponował rozbicie namiotu pod samym
budynkiem i możliwość skorzystania z prądu i wody. Takich imprez
jakie tam są nie widziałem przez 5 lat mieszkania w akademiku w
Toruniu! To jest życie ;)
Akademik |
Akademik |
Akademik cd |
Dzień VIII (niedziela 13.05.2012) 6
autostopów
Tego dnia zaplanowaliśmy naszą
najdłuższą trasę do tej pory. Podgorica- Sarajewo lecz z
uwzględnieniem Kanionu rzeki Tara- czyli jednym słowem naokoło ;)
Z Podgoricy przez wąwóz rzeki Moraća postanowiliśmy przejechać
pociągiem ponieważ dwa dni wcześniej widzieliśmy ją z okna Tira.
Trasa trochę się różni od tej wytyczonej dla samochodów.
Miejscami prowadzi przez pionowe ściany, liczne tunele i mosty.
Fenomenalna droga! Pociągiem dojechaliśmy do górskiego miasta
Mojcovac.
Wsiadając do pociągu temperatura dochodziła do prawie 30'C wysiadając w sandałach trochę się zdziwiliśmy gdy zaczęliśmy się trząść. Szybko się przebraliśmy i tym razem na stopa ruszyliśmy w kierunku naszego pośredniego celu- Kanion Tara. Jest to długi na 82km (łącznie z Bośnią 144km) i wysoki na 1300m przełom. Wysokość zboczy klasyfikuje go na drugim miejscu na świecie po Colorado, a niektóre dane nawet na najgłębszym na świecie. Najciekawszą atrakcją jest zbudowany w trakcie II Wojny Światowej (1940r) Most o długości 365m i wysokości 149m.
Moraća |
Most kolejowy w kanionie |
Jedyna rzecz jako spodobała mi się w Mojcovac. Tito, Che i wesoły balkonik |
Wsiadając do pociągu temperatura dochodziła do prawie 30'C wysiadając w sandałach trochę się zdziwiliśmy gdy zaczęliśmy się trząść. Szybko się przebraliśmy i tym razem na stopa ruszyliśmy w kierunku naszego pośredniego celu- Kanion Tara. Jest to długi na 82km (łącznie z Bośnią 144km) i wysoki na 1300m przełom. Wysokość zboczy klasyfikuje go na drugim miejscu na świecie po Colorado, a niektóre dane nawet na najgłębszym na świecie. Najciekawszą atrakcją jest zbudowany w trakcie II Wojny Światowej (1940r) Most o długości 365m i wysokości 149m.
Po gorącej herbacie w restauracji
„Most” złapaliśmy kolejnego stopa- dwaj instruktorzy
narciarstwa pasjonujący się paralotniarstwem! Dojechaliśmy do
miejscowości Żabjak. Tutaj już nie było wesoło- najwyżej
położone miasto na Bałkanach 1456 m n.p.m. Górujący nad chmurami
szczyt Durmitor 2522m i 47 innych szczytów powyżej 2000m-
temperatura spadła do 4,5'C. Chłopaki mówią nam, że górska
droga do granicy Bośniackiej nie jest przejezdna z powodu lawiniska.
Decydujemy na objazd Durmitorów- dokładając kolejne 100km.
Problem zaczyna się robić po minięciu ostatniej miejscowości przed granicą. Mamy do pokonania ponad 30km krętym wąwozem. Do tej pory nie jestem pewien czy przypadkiem droga w większości nie prowadziła tunelami. Po kilku kilometrowym marszu (grubo ponad godzina) udaje nam się złapać trzeci samochód jaki nas mija. Mężczyzna pracujący w strabag Montenegro. Przy samej granicy zbudowana jest jedna z większych elektrowni wodnych w Europie. Tama spiętrzająca wodę liczy 220 metrów wysokości
Problem zaczyna się robić po minięciu ostatniej miejscowości przed granicą. Mamy do pokonania ponad 30km krętym wąwozem. Do tej pory nie jestem pewien czy przypadkiem droga w większości nie prowadziła tunelami. Po kilku kilometrowym marszu (grubo ponad godzina) udaje nam się złapać trzeci samochód jaki nas mija. Mężczyzna pracujący w strabag Montenegro. Przy samej granicy zbudowana jest jedna z większych elektrowni wodnych w Europie. Tama spiętrzająca wodę liczy 220 metrów wysokości
Sztuczny zbiornik na Komarnicy |
Zbiornik i droga prowadząca przez liczne tunele widoczna z jego prawej strony |
Przed godziną 20 wjeżdżamy pod front atmosferyczny idący z SW.
Robi się ciemno, zaczyna padać i wjeżdżamy górską drogą w
chmurę. Przed godziną 21 zaczyna padać deszcz ze śniegiem i
pojawiają się pierwsze błyskawice, a temperatura spada do 1'C.
Udało nam się. Noc w górach w takich warunkach nie była by
przyjemna. Niesamowicie nam pomógł. Podwozi nas pod drzwi hostelu ,
z którego właścicielką w trakcie drogi dogadał się
telefonicznie. Spędzamy w nim w świetnych warunkach noc (11E od
osoby).
Bałkany- dzień III - VI
Dzień III (wtorek 8.05.2012) 5
autostopów
Po noclegu w Rastusz jakieś 20km od
granicy albańskiej na Stopa dojechaliśmy do granicznego miasta
Debar. Zdecydowanie nie należy do ładnych miast. Przemyt, sklepiki,
targowiska. Kupiliśmy trochę jedzenia i do granicy oddalonej o
5-7km doszliśmy z buta. Po drodze tony śmieci porozrzucanych po
krzakach, rowach, strumieniach. Zdechłe zwierzęta, smród i bieda.
Przejście graniczne nie wyglądało ciekawie. Druty kolczaste
strażnice z uzbrojonym wojskiem, bunkry i schrony. Bez większego
problemu dostaliśmy się do Albanii.
Macedonia. Minaret i góry w graniczące z Albanią. |
Debar. Miasto graniczne. Wóz konny działający jako TAXI |
Przydrożne targowisko i w tle magazyn kartonów |
Droga prowadząca do przejścia granicznego z Albanią. Wzdłuż drogi śmieci są normą w tym rejonie. |
Płonące dzikie wysypisko śmieci |
W Albanii ludzie o całkiem innych
rysach twarzy. Znacznie ciemniejsi. 90% samochodów to Mercedes w
kilku modelach z przełomu lat 80/90' a reszta to BMW, Audi i opel.
Prawie jak w krajach bliskiego wschodu i północnej Afryki. Trudno
opisać ten kraj w skrócie. Przejeżdżając górskimi drogami
naoglądaliśmy się tylu dzikich osad, że odechciało nam się
nocować w tym kraju. Z ciekawszych rzeczy- pomocni ludzie w jeździe
na stopa (o ile zaznaczy się przed wejściem, że to podróż na
stopa, a nie chęć jazdy nieoznakowaną taksówką”), wysoko w
górach spotkaliśmy dwa żółwie greckie.
Główna droga w miejscowości Peshkopi w Albanii. |
Żółw Grecki upolowany przez Magdę |
Górska droga prowadząca do miejscowości Kukes |
Kukes |
Dystrybutor paliwa, a na nim leżące rogi barana |
Wypas bydła |
Łącznie na 4 stopy przez Albanię
dojechaliśmy do granicy Kosowskiej, którą przejechaliśmy bez
wychodzenia z samochodu i pokazywania dokumentów. Nocleg na trawniku
przy restauracji Kosowskiego Albańca- naszego ostatniego kierowcy.
W 2007 roku gdy jeździłem na stopa po
Grecji kierowcy mówili mi „uważaj na Albańców. Oni jeszcze
kilka lat temu mieszkali w górach i ruchali kozy, teraz jest to
największa mafia na Bałkanach” tak jak wtedy mnie to oburzyło i
nie wiedziałem o co Grekom chodzi- teraz uważam, że mieli dużo
racji.
Dzień IV środa 9.05.2012. 4
autostopy
Kosowo. Krajem zdecydowanie byłem
zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie mało przyjazne,
niebezpieczne, że wojna jaka miał tutaj miejsce tak niedawno
zostawiła po sobie jakieś ślady. Oprócz wojsk NATO, urzędów UE
i ONZ nic nie wskazuje na jakieś problemy w tym małym kraju. W
większych miastach poziom życia naprawdę na wysokim poziomie i nie
odbiega od mniej zamożnych krajów UE. Ubiorem ludzi w Prisztinie
naprawdę byliśmy zaskoczeni!
Prizren |
Prizren i "wyspy śmieci" |
Dosyć częsty widok na Kosowskich drogach- pucybut |
Wojsko NATO- Kosovo Force |
Jeśli chodzi o stolicę- to nic
ciekawego nie można tam zobaczyć. Wielki festyn z okazji dnia UE-
niebieskie baloniki z żółtymi gwiazdkami, stragany z ulotkami
kilku krajów, człowiek na szczudłach, dzieci malujące sobie
twarze, i żonglujący piłeczkami clowny. Nie powala miejsce.
Zlewająca się architektura Islamu, rozpadające się budynki ze
szklanymi wieżowcami.
Jedyną atrakcją gdzie jeżdżą
turyści to „New Born”- postawione kilka lat temu wysokie na
jakieś 2,5m metalowe „3D” litery pomazane spray-ami.
Niedokończony ortodoksyjny kościół Serbski sprzed wojny. Część Albańska wyznaje Islam. |
Kilkunastopiętrowy szklany wieżowiec |
Muzeum wojny w Kosowie w Prisztinie |
New Born |
Językiem urzędowym jest Albański i
Serbski. I oba te języki są znane większości mieszkańców. Po
Albańsku mówił każdy na ulicy. Namówić ludzi na rozmowę po
Polsku (zbliżony do Serbskiego) nie było łatwo. Zanim ktoś użył
serbskiego dobrze rozejrzał się dookoła, czy nikt tego nie widzi!
W Kosowie widoczna jest znaczna
dyskryminacja Kosowskich Serbów i silna „Albanizacja”, na którą
organizacje międzynarodowe tam stacjonujące nie zwracają uwagi.
Dlaczego są tam pompowane tak duże pieniądze?, Komu zależy na
rozwoju tego nowego kraju?, jaki interes mają Stany w pomocy
Kosowskim Albańczykom? (nawet w Albanii w urzędach wolontariaty
mają młodzi ludzie z USA).
Ludzie z jakimi rozmawialiśmy w
Prisztinie mówili nam, że z miasta wyjechać można tylko
autobusem. Gdy pytaliśmy o pociąg, którego linia jest zaznaczona
na mapie mówiono nam, że nie kursuje. Z trudem doprowadził nas na
dworzec student filologii angielskiej. Musiał kilkukrotnie pytać
przechodniów gdzie jest dworzec!
Do miejscowości Peja będącej
najbliżej granicy Czarnogórskiej jeździły dwa pociągi dziennie.
Ze względu na to, że bardo lubimy jazdę pociągami długo się nie
zastanawialiśmy. Mimo że szerokość torowiska jest „standardowa”
wagony są szerokości rosyjskich. Pociąg bardzo stary, lokomotywa z
lat pięćdziesiątych produkcji Szwedzkiej lecz standard wagonów
naprawdę na wysokim poziomie.
Radość na twarzy z kolejnego już Czebaba |
Peja niestety już trochę gorzej
wyglądała lecz nie było źle. Dojechaliśmy tam nocą.
Kupiliśmy robione w tym mieście piwo
o nazwie pochodzącej od miasta, zrobiliśmy szybkie zakupy i
poszliśmy do przydrożnego baru z grillem. [...]Na bałkanach
tradycyjnymi fast foodamii obok Mięsnego Burka jest czebab
pochodzący z Serbii- wyglądający prawie jak tradycyjny kebab (nie
mylić z Donerem!). Był naszym ulubionym daniem w Kosowie. Za 1,5 –
1,8 E można naprawdę dobrze się najeść ;)To ostatnia miejscowość
przed granicą. Do najbliższego miasta 50km przez góry. Z pomocą
Kosowskiej policji rozbiliśmy namiot przed hotelem przy samych
górach.
Dzień V (czwartek 10.05.2012) 1
autostop
Jeden stop w ciągu całego dnia. W
górach naprawdę jeździło mało samochodów. Złapaliśmy Tira z
mężczyzną z Kosowa wiozącego nikiel do portu w miejscowości Bar
w Czarnogórze. Granicę i praktycznie cały kraj przeskoczyliśmy z
jednym kierowcą w 6 godzin. Miły człowiek. Rozmowa cały czas po
„Polsko- serbsku”. Opowiadał nam o swojej żonie, trójce
dzieci, rodzeństwie ulubionych prostytutkach z których najlepszą
mieliśmy możliwość nawet zobaczyć przez okno mijając na
górskiej drodze.
Przez piękny kanion rzeki Moraća
dojechaliśmy do Podgoricy- stolicy Czarnogóry. Już trzecia
stolica, która nas rozczarowała. Żadnej interesującej rzeczy...
Rożaje |
Kanion rzeki Moraća |
Zamek w Podgoricy nad rzekami Zeta i Moraća |
Most w Podgoricy na Moraće |
W ten sposób po kolejnym czebabie
szybko zapakowaliśmy się do pociągu i dojechaliśmy do
miejscowości Bar skąd autobusem następnie na najsłynniejszą
czarnogórskiej piaszczystej plaży „vielka plaza” przy
miejscowości Ulcij. Od razu byliśmy negatywnie nastawieni. Hotele,
a w oknach i pod nimi dziesiątki pijanych krzyczących ludzi. Plaże
poodgradzane wyglądające jak ogródki piwne przy knajpach. Po kilku
km znaleźliśmy jedną opuszczoną plażę, na której rozbiliśmy
nasz namiot.
Dzień VI (piątek 11.05.2012) 3
autostopy
Dzień dosyć ciężki. Od 8 rano było
tak gorąco, że niczego się nie chciało. Popływaliśmy sobie
trochę w morzu. Brudne plaże nie umilały odpoczynku. Takie
Władysławowo tylko cieplejsza woda niż u nas latem. Uciekamy stąd.
Po drodze zahaczamy ponownie miejscowość Bar oraz Stary Bar .
Magda w Adriatyku w Ulcij |
Oprócz krabów, tysięcy ryb i mięczaków w wodzie można było spotkać też mniej przyjazne zwierzaki |
Rzeczka uchodząca do morza kilka set metrów dalej |
Po drodze zahaczamy ponownie miejscowość Bar oraz Stary Bar .
W starym barze dotarliśmy do pięknego
grodu. Akwedukt, cytadela, ogromne mury. Zdecydowanie polecam ;)
Stary Bar |
Akwedukt doprowadzający pitną wodę z gór do cytadeli |
Jedna z największych zagadek wyjazdu- Objawienie? |
W trakcie płukania wody morskiej z ciuchów ;) |
Na trzy stopy przejechaliśmy
praktycznie wzdłuż całego wybrzeża do miejscowości Kotor. Piękne
stare miasto, piękne wybrzeże fiordowe. Coś niesamowitego.
Rozstawiliśmy namiot 2 metry od wody, a 5m od drogi, kupiliśmy dwie
duże ryby i usmażyliśmy ją sobie na patykach nad ogniskiem ;)
Męska część rodziny w trakcie wyciągania sieci z fiordu |
Nasze obozowisko |
Subskrybuj:
Posty (Atom)