Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

23 gru 2010

Sahara Dzien 9

Wczoraj nie dalismy juz rady skoczyc do kafejki. Z samego rana wyjechalismy z Laayone. Ze wzgledu na fakt, ze cale miasto jest otoczone kilkoma pierscieniami kontroli wojska i policji za pierwsza bramke musielismy wyjechac taksowka [nikt by nie ryzykowal z autostopowiczami-10DH za osobe]
Po ostrej rozmowie i wypytywaniu co tu robimy, skad i gdzie jedziemy, czym sie zajmujemy i porownywaniu  fotek rebeliantow zostalismy poczestowani herbatka i puszczeniu w dalsza trase. Jako pierwsza zatrzymala sie ciezarowka jadaca z dalekiego S, zabierajac nas i pewnego marokanskiego autostopowicza ;]

Z nimi przejechalismy kawal pustyni i zostalismy wyrzuceni w miasteczku po srodku kilkuset kilkometrowej trasy z Laayoune do Guemin po pustyni. Najciekawswe bylo to, ze srodek pustyni wypada nad morzem...Nasz kolego autostopowicz okazal sie tak natretny, ze postanowilismy sie rozdzielic  ;p

Po przejsciu kawalka zatrzymala sie taxowka, ktorej kierowcy otwierajacemu nam drzwi  oczywiscie odpowiedzielismy, ze jedziemy na stopa. Zdziwieniem bylo jak bezinteresownie zaproponowal darmowy przejazd. Na odcinku ponad -600km jechal pewien policjant ,,w cywilu,, - swietny gosciu i nawet mowil po angielsku ;)
Koniec kursu byl w miejscowosci tan-tan gdzie niestety spotkalismy naszego kolege konkurenta autostopowicza, ktoremu za wszelka cene chcielismy uciec. W wielkim biegu przy powoli zachodzacym sloncu postanowilismy bylismy zmuszeni zlapac autobus, w ktorym zaczela sie najwieksza zabawa ;)

opiekunem podroznych i sprzedajacym bilety byl Bilal- czarnoskory Berber. Trasa do Tiznit kosztowala 60dh, do guemin gdzie konczy sie pustynia 40, do pierwswej osady 15, a my lacznie na pokladzie mielismy (plecaki w schowku) 24 ;)
Po krtkiej rozmowie dogadalismy sie po FRANCUSKU o rabat do pierwswej osady. Po rozmowie Bilal-a z kierowca i bagazowym doszli do wniosku, ze podrzuca nas do Tiznit. I to z minuty na minute nasza przyjazn zaczela sie rozwijac... nauczylismy sie jak w jezyku berberow sa czesci ciala, najedlismy sie pistacji, migdalow, cukierkowi innych smakolykow, a bagazowy z sympatii do nas pobudzil wszystkich arabow w autobusie puszczajac nam maksymalnie glosno stare europejskie rokowe kawalki z mikrofonu autobusowego ;)

koniec pisania...  ;p



































Ręcznie robiona tabaka w zakrapiaczu... ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz