Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

2 gru 2011

Turcja dzień 6 i 7 ;)

Dzień 6
Po noclegu przy samym Efezie (ogrodzone muzeum archeologiczne) kolejny raz w bardzo niskiej temperaturze wyruszyłem do wejścia. Ze względu na wysoki koszt 20 TRY zacząłem kombinować z pożyczoną kartą muzealną co niestety się nie powiodło [...]. Ruszyłem więc stopem zdłuż wybrzeża morza Egejskiego. Najciekawsza osoba jaką spotkałem to mężczyzna z małej wioski na zachód od Milas. Wychowany w biedzie rozkręcił biznes rodzinny. Obecnie produkuje ogromne ilości oliwy z oliwek. Zabrał mnie do jednego ze swoich gai pokazać zbiór oraz wioskę, której większość mieszkańców pracuje dla niego. W każdej wiosce zatrzymywał się u przyjaciół na tradycyjną turecką czaj robioną w miedzianym garnku nad ogniem. W następnych etapach podróży przyjrzałem się zbiorom i transportowi bawełny, porozmawiałem trochę z "miejscowym" Irlandczykiem, a później z Brytyjsko- tureckim małżeństwem. Przez cały dzień gnania wzdłuż wybrzeża dotarłem do Kabagunluk. Łącznie 9 autostopów i nocleg w sadzie mandarynkowym ;)


Lodowy Efez


Właściciel baru przy sporządzaniu czaj
Rozładunek bawełny
Bawełna

Na tę ulicę zwykły turysta nie ma wstępu!
Zbiór oliwek



Dzień 7  (10 autostopów)

Kolejna długa zimna noc. Podobno temperatury spadają do -10'C!. Masakra! nie ten śpiwór zabrałem!- komfort mam przy 3'C, a zakładałem, że nie spadnie poniżej 3-4' na minusie. Rano szybkie otrzepanie lodu z namiotu, pakowanie plecaka, zerwanie kilku słodziutkich mandarynek i szybkim marszem na drogę. Po jakiś 20 minutach złapałem stary rozpadający się samochód z miłym starszym człowiekiem. Rozmowę na migi opracowałem już do perfekcji więc mógłbym chyba już w teatrze pracować. Pan pochodził z miejscowości w której spałem i jak się później okazało zajmował się sprzedażą owoców i soków wyciskanych na miejscu w miasteczku oddalonym o niecałe 10 km Gdyby wiedział, że rano sikałem w jego sadzie pewnie nie dałby mi pół plecaka owoców... ;)
Później kilka kilometrów z nauczycielką i córką (tutaj niestety tylko ja dyskutowałem migowo). Po przejściu kilku kilometrów na koniec miasta zacząłem łapać dalej. Zatrzymał się starszy pan. Spytałem standardowo po wejściu czy mówi po angielsku i otrzymałem odpowiedz jakiej się spodziewałem "litle bit". Więc by rozkręcić rozmowę migową zacząłem używać kilku słów po turecku. Spojrzał na mnie uśmiechnął się powiedział coś po turecku. Pomachałem mu gestem pokazującym, że nie rozumiem na co usłyszałem "why dont we talk in english?" zamurowało mnie...
Okazało się, że jest lekarzem w miejscowości Ortaca. Miło porozmawialiśmy po czym zaprosił mnie do szpitalnej stołówki na tosta z herbatą ;] Dalej do Fethie dosyć płynie malutkimi kroczkami. W Fethie odbiłem do Oludeniz- miejsca gdzie połowa Europejskich turystów wraz z rodzinami przyjeżdża na wypoczynek. Wynajęcie paralotni to koszt 20E + wjazd na szczyt 20TRY- po szybkiej kalkulacji wskoczyłem popływać w morzu śródziemnym ;D.

By Wam nie nudzić przewinę do ostatnich minut przed zachodem.
Dojechałem do miejscowości Kalkan Tirem i coraz bardziej traciłem nadzieję na następnego stopa. Mimo wszystko próbowałem idąc za wioskę. Ruch niewielki, kilka samochodów przejechało lecz nagle zatrzymuje się mała osobówka. W środku widzę Azjatkę wraz z długowłosym mężczyzną o tureckich rysach- jest dobrze będzie można porozmawiać!
Pierwsze słowa jakie padły "I saw you in Fethie!"
Dziewczyna pochodziła z Chin i wędrowała po Turcji czym się dało lecz nie ograniczała się tak jak to jest w moim przypadku wyłącznie do stopa. Mężczyzna również anglojęzyczny był fotografem i poznali się chwilę wcześniej. Po krótkiej rozmowie okazało się, że jedzie do miasta portowego Kas. Dziewczyna miała tam zarezerwowany nocleg przez couch surfing i w ten magiczny sposób razem trafiliśmy do ponad 100 letniego domku rybackiego przerobionego na pokoje do wynajęcia dla przybywających tu nurków. Co ciekawsze studiuje w Szczecinie (o ile dobrze pamiętam marketing) za 2 tygodnie leci na podbój środkowo wschodniej Afryki.

Mój pan sprzedawca z przyjacielem ;)
126p BIS ;)- z akcentem na P
Nazwa tego owocu nie pochodzi od koloru!

Wyspy w okolicach Kalkan

I mam trzecie morze tego wyjazdu! Śródziemne ciepłe jak nigdy!
Paralotnie w Oludeniz



Widok na Uyluk Tepesi 3024m n.p.m. Odpuszczam jednak zabawę z tak zimnymi nocami ;)
Zachód w okolicach Kaś

5 komentarzy:

  1. Wyrazy zazdrości - to jest turystyka jaką zawsze chciałem uprawiać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Jędrzeju! ja bym chciał teraz latać z Panem w Meksyku! Jeszcze pojadę na te Wasze projekty Xaztecas/ Xandes! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siema dobrze idzie Chrząszcz dawaj czadu a będzie git może w przyszłym sezonie się z Tobą zabiorę bo jakoś mi tego zaczyna brakować ostatnio nawet namiot w ogrodzie rozłożyłem niemniej Fraguś mnie przepędził do domu i jak tu być EXTREMALNY :-) Jak wrócisz daj znać wtedy zapraszam na grzańca niestety w domu nie w namiocie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wrócę Yasiu to będę miał na jakiś czas dosyć marznięcia w nocy ;)
    A zdecydowanie po powrocie od "maslimów" piwka się napiję ;D

    OdpowiedzUsuń