Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

30 lis 2011

rcja dzień 4 i 5


Dzień czwarty rozpoczął się wyjazdem z Yalovy od moich kochanych studentów ;) w kierunku Bursy. Dwoma okazjami dostałem się na obwodnicę miasta. Druga okazja była rzadko spotykana gdyż z pomocą „rozmówek tureckich” kierowca tira uścisnął rękę i pokazał na słowo „podarunek” dając mi srebrny pierścień. Mimo prób odmowy został mi wciśnięty na palec. Dalej kolejnymi dwoma samochodami do Karacabey gdzie po dojściu na wylot w kierunku Izmiru (Susurluk) chwilę po 18 (zbyt ciemno na łapanie) czasu tureckiego rozbiłem namiot przy polu kukurydzy.
Bardzo optymistycznie (pierwszy nocleg w namiocie) nie rozkładałem nawet karimaty gdyż pod tyłkiem miałem stosunkowo miękko, a było wystarczająco ciepło.






Dzień piąty rozpoczął się od pobudki o 1 w nocy. Było mi chłodno więc wrzuciłem na siebie puchowy bezrękawnik zostawiając karimatę nadal przytroczoną do plecaka i poszedłem spać dalej. Kolejny raz obudziłem się po trzeciej i już z niedowierzaniem wyjąłem karimatę rozkładając ją. Teraz po 5 obudził mnie budzik otwieram namiot i kolejny „zonk” to nic, że sypie się po mnie lód skroplony na połach namiotu- nie przewidziałem, że jeszcze będzie tak ciemno...
Teraz wegetuje w śpiworze bo nie mogę zasnąć z zimna. Czekam ponad godzinę. Silne zamglenie nie przepuszcza słońca lecz widoczność pozwala na łapanie stopa. Łapanie stopa w Turcji jest wyjątkowo przyjemne i krótkotrwałe. Po kilku minutach łapania zatrzymuje kolejnego na mojej trasie Tira. Tak jak przy poprzednich 6 przypadkach jestem skazany na „rozmówki tureckie”. Po kilku minutach w samochodzie zamurowało mnie! Na tablicy przy prędkościomierzu całkiem nowego Mercedesa cyferka -7'C! Przestałem się dziwić dlaczego było mi zimno!. Temperatura po 2 godzinach od wschodu na słońcu dochodziła do 3'C, a w mglistych, zacienionych zagłębieniach trzymała się koło -5'C. W trakcie 40 minutowej „pauzy” wyskoczyliśmy do przydrożnego baru na turecką kawę i dalej ponad 300km na obwodnicę Izmiru skąd przez kilka godzin przedzierałem się przez dzikie zakątki miasta w drodze nad morze Egejskie. W drodze powrotnej pozwiedzałem chwilę ruiny miasta greckiego na których gruzach powstał współczesny Izmir. Tą samą drogą dostałem się na autostradę i po kilku machnięciach siedzę dalej w samochodzie. Mimo że wybierałem się do miejscowości Ajdin pojechałem z kierowca do miejscowości Selcuk przy której znajduje się słynny Efez. Jeśli uda mi się rano do niego wejść na kartę muzealną koleżanki płacąc 10 lirów (1lir 1,8pln) wskoczę jeśli nie wyruszę dalej w trasę na południe wzdłuż wybrzeża w okolice miejscowości Oludeniz (słynne startowisko paralotniowe) i Finike w pobliżu którego znajduje się najwyższy szczyt zachodniej Turcji Krzlak Sivrisi Tepe 3086m n.p.m. A teraz idę pospacerować po mieście i znaleźć dobre miejsce na nocleg! ;D



















7 komentarzy:

  1. Latar! Trzeba było ze mną jechać! A ja się sam bujam z tymi Tatarami! jest rewelacja! Żyje na samych kebabach z baraniną i jogurtach- za niecałe 6zł można sporego dobrego "kebsa" zjeść. Mimo, że w nocy zimniej niż w Polsce to słoneczko rozpieszcza i w dzień chodzę w t shircie.

    OdpowiedzUsuń
  2. prom na Samos (wyspa grecka) trochę drogi więc odpuszczam skok do Europy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre zdjęcia, super reportaż. Przyjemnie było Cię poznać :D Z umiejętnościami otwierania nieotwieralnej pseudo-wódki daleko zajdziesz! Powodzenia, Janis.

    OdpowiedzUsuń
  4. ekstra fotki i też zazdroszczę... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, oj! ...znowu przerwa w studiowaniu?
    (Powodzenia! MJ ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie doktorze! Chwilowa tylko! ;]

    OdpowiedzUsuń