Post w budowie...!
Zaczyna się jak zazwyczaj. Długa
Zima, brak słońca i pogody do latania no i znudzenie monotonią na
studiach.
Przypadkowo trafiłem na promocję
Ryanaira do Bari na wybrzeżu Adriatyku w południowych Włoszech.
Cena 189 zł ze wszystkimi opłatami w obie strony- szału nie ma
mimo wszystko, ale kierunek mało popularny z Polski.
Chwilę się wahałem. Przecież kilka
dni wcześniej zlazłem też tanio do Hiszpanii i nie byłem w stanie
zapłacić moją kartą debetową więc i teraz sytuacja będzie
podobna. Decyzja była szybka- jeśli zmiana ustawień bankowego
konta internetowego coś zmieni i płatność będzie skuteczna lecę,
jeśli jednak się nie uda- trudno.
A jednak....
Przez kilka lat musiałem prosić
znajomych o wykonanie przelewu kartą kredytową nie wiedząc, że
mam włączoną blokadę płatności internetowych W szoku
przyłożyłem trzy razy czołem o klawiaturę... Aż trudno mi sobie
wyobrazić ile biletów za kilka złotych udało by mi się więcej
kupić.
Opcje z tanimi biletami były dwie:
2-6 oraz 2-9 kwietnia. Ze względu na
Magdę, magisterkę i kilka innych spraw wybrałem krótszą opcję.
Załamanie przyszło dopiero gdy przeliczyłem, że tak naprawdę
kupiłem bilety na 3 dni i 4 noce, a jest to zdecydowanie mało by
móc zobaczyć coś ciekawego jeżdżąc jak zawsze na stopa.
Pierwszy plan (Etna)- porzucam, sprawdzając bilety do Neapolu
(promocyjny w jedną stronę 32E, powrót 50E) też zrezygnowałem.
Przecież w Bari 3 dni siedzieć nie będę.
I w ten sposób narodził się
pierwszy w moim życiu ZAPLANOWANY OBJAZD.
Poszukałem okrężnej trasy do Neapolu
autobusami i pociągami przez Taranto łącznie z idealnymi godzinami
odjazdów i przesiadek.
Dzień 1
- 8:15 wyjazd z Torunia na lotnisko Chopina
- 13:45 odlot
- przylot do portu lotniczego Bari
- przejazd autobusem do miejskim do Bari
- Przejazd z dworca Bari Centrale do Taranto Centrale
- krótkie zwiedzanie przy silnym wietrze i nocleg na- peronie
Dzień 2
- Odjazd pociągiem o 5:15 z Taranto do Potenza
- Kilka godzin w Potenzie – miasto schodów ;]
- Salerno
- Pompeje
- Castellammare di Stabia
- Nocleg u Antoni
Ze względu na prędkość wycieczka
zrobiła się MISJĄ, a nie zwiedzaniem- „plan i realizacja”, a
że czasu mało to zwiedzanie zazwyczaj było nocami po dojechaniu do
miejsca docelowego. Dokładnie tak wyglądał dzień drugi.
Po południu wchodzę do muzeum
archeologicznego w Pompejach. Co tu dużo pisać- żywa lekcja
historii. Wahałem się przed wejściem czy nie jest to krojenie
kasy, ale zdanie zmieniłem po pierwszych kilku minutach wewnątrz-
ogromny obszar, piękne miasto, super zachowane budynki,
fantastyczna architektura, czysto i bardzo zadbane stanowiska. Nawet
nie przeszkadzały mi bardzo tłumy niemieckich turystów ;)
Nie mogłem opuścić, żadnego punktu
miasta. Truchtem przebiegłem każdą ulice, każdy punkt zaznaczony
na mapie i po zaledwie 4 godzinach skończyłem zwiedzanie-
Zdecydowanie warto!
Będąc jeszcze w Polsce znalazłem
przez serwis couchsurfing.org nocleg u Antoni 20 letniej Włoszki z
Castellammare. Po dojechaniu do centralnego placu jej miasta
podjechała ze swoim przyjacielem Tommasem samochodem. Przywitaliśmy
się i wspólnie pojechaliśmy na kawę. Szybko mi oznajmili, że bez
znaczenia jak jestem zmęczony wieczór mam zaplanowany- ich
przyjaciel Francesco kończy dzisiaj 25 lat i jedziemy wspólnie na
jego imprezę. Nie protestowałem. Podjechaliśmy szybko do domu
Antoni, wykąpałem się, przebrałem, zapoznałem z rodzicami Antoni
(bardzo pozytywni ludzie kochający „dzikie” podróże) i
udaliśmy się na neapolitańską pizze. Po półrocznym pobycie we
Włoszech myślałem, że mnie już nie zdziwią pizze. Myliłem się
hitem w tym miejscu było ciasto z tartym orzechem włoskim i
parmezanem.
Najedzeni byliśmy gotowi na imprezę.
Spotykamy się w małej kawiarni w centrum miasta. Wyglądała jak
typowa Włoska „melina”. Kilku dziadków przy kartach pali
papierosy, stare automaty do gry, obdrapane ściany. Widać, że
lokal zrobiony w mieszkaniu- my trafiliśmy do salonu. Siedzimy przy
kilku małych stolikach na taboretach w skromnym siedmioosobowym
towarzystwie. Widać, że paczka bardzo dobrych znajomych. Tomas
napisał mi po włosku, życzenia dla jubilata, które w języku
polskim i włoskim powiedziałem „Frankowi”. Dziwnie się
poczułem gdy powiedzieli mi, że jestem głównym prezentem zaraz po
elektronicznej ramce na zdjęcia z wgranymi fotografiami nagich
bardzo otyłych czarnoskórych kobiet...Za barem stoi starsza niska
kobieta. Podaje nam karty i dla każdego po piwie 0,33 l, a ktoś z
gości wyciąga jakieś dziwne ciasto w foremce. Widzę, że tylko
mnie bardzo ono zainteresowało- na tort ono nie wyglądało. Szybkie
zdmuchnięcie świeczek kilka krzyków i Antonia bierze się do
roboty. Dzielone na kawałki tępym nożem ciasto spowodowało nie
mały uśmiech na mojej twarzy- jakiś dziwny zapiekany twaróg z
mięsem- „co kraj do obyczaj”...
Wieczór spędzamy przy rozmowach i
grając w włoską wersję karcianej „dupy biskupa”. Siedzimy
kilka godzin, a ja nie wierzę jak dobrze się bawimy po jednym małym
browarku i kawie- nie wiem kiedy ostatnio w Polsce byłem na takich
urodzinach ;).
Kolejnym etapem urodzin było nocne
wyjście do miasta. Wskakujemy do samochodów i jedziemy na objazd
Castellammare. Zwykłe standardowe włoskie miasteczko. Ciekawostką
dla mnie były wody termalne. Miasto jest bardzo blisko Wezuwiusza
więc nie jest to nic nadzwyczajnego, ale Włosi wyodrębnili
kilkanaście jej rodzai wód, które z kilku rurek obok siebie można
pić w „miejscu objawienia się Matki Boskiej”- widać, że
Włochom nie jest daleko do Polaków.
Castellammare jest prawdopodobnie
najniebezpieczniejszym miastem we Włoszech i to właśnie tutaj jest
najwięcej morderstw wykonywanych przez włoskie mafie w sumie jest
to przedmieście Neapolu przy wyspie Capri nad morzem- wymarzone
miejsce ;)
Dzień 3
Rano razem z Antonią wskakujemy do
pociągu. Ona jedzie na uczelnie do Neapolu, ja wyskakuję trochę
wcześniej w Torre del Greco i na piechotę robię sobie całodzienne
wyjście na Wezuwiusza. Trasa ponad 15 km pod górkę jaką turyści
robią busami, ja maszeruję. Pogoda super, plecak lekki więc
przeszkód nie widzę. W połowie drogi zmieniam plan i wbiegam na
wierzchołek dawnej kaldery oddzielonej zalegającym kilkaset metrów
niżej potokiem lawowym- z tego miejsca widok na Wulkan jest chyba
najlepszy. Na dwie godziny przed zachodem udaje się jeszcze na
główny wierzchołek. Kilkaset metrów od szczytu mijam truchtem
wszystkie wycieczki umierających ze zmęczenia Niemców. Nie wiem
czy patrzą na mnie jak na twardziela czy raczej idiotę jak
przecieram sobie rękawem mokre czoło- chyba raczej opcja druga. W
pewnym momencie pokazuje mnie palcem kilkuletniej córce schodząca w
dół blondynka „zobacz, gdybyśmy miały takie wygodne ubranie jak
ten pan to też byśmy tak szybko chodziły”- równie zdziwiona jak
ja była, gdy ojczystym językiem odpowiedziałem- „a gdybym ja
miał tak eleganckie ubranie jak panie wyglądałbym jak człowiek”-
zamieniliśmy kilka słów i ruszyłem dalej. Obszedłem krater,
pooglądałem unoszący się dym, zabrałem kila tufów. Znowu
mnóstwo ludzi, ale i ten punkt trzeba zobaczyć. Czas schodzić. Do
Neapolu jeszcze daleka droga. Zbiegając na dół usłyszałem
zwalniający za moimi plecami samochód i krzyk „możemy pana
biegacza zabrać w dół?”- spotkana kobieta wraz z mężem zwieźli
mnie w dół na pociąg do Neapolu.
Neapol- długa historia- spanie z
bezdomnymi pod kościołem na kartonach i jedzenie zimnych pizzy po
zamknięciu lokalów. Zmieniłem podejście do wielu ludzi bez dachu
nad głową- niesamowite doświadczenie i szczerze mówiąc świetni
ludzie. Nie rozpisuje się na ten temat- nawet dziewczyna nazywa mnie
już żulem...
Dzień 4
- Zwiedzanie Neapolu
- Benevento
- Foggia
- Bari
- Nocne zwiedzanie miasta, krótka noc na ławce przy dworcu z innymi turystami
Dzień 5
Odlot do Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz