Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

23 kwi 2013

Południowe Włochy

Post w budowie...!

Zaczyna się jak zazwyczaj. Długa Zima, brak słońca i pogody do latania no i znudzenie monotonią na studiach.
Przypadkowo trafiłem na promocję Ryanaira do Bari na wybrzeżu Adriatyku w południowych Włoszech. Cena 189 zł ze wszystkimi opłatami w obie strony- szału nie ma mimo wszystko, ale kierunek mało popularny z Polski.
Chwilę się wahałem. Przecież kilka dni wcześniej zlazłem też tanio do Hiszpanii i nie byłem w stanie zapłacić moją kartą debetową więc i teraz sytuacja będzie podobna. Decyzja była szybka- jeśli zmiana ustawień bankowego konta internetowego coś zmieni i płatność będzie skuteczna lecę, jeśli jednak się nie uda- trudno.
A jednak....
Przez kilka lat musiałem prosić znajomych o wykonanie przelewu kartą kredytową nie wiedząc, że mam włączoną blokadę płatności internetowych W szoku przyłożyłem trzy razy czołem o klawiaturę... Aż trudno mi sobie wyobrazić ile biletów za kilka złotych udało by mi się więcej kupić.
Opcje z tanimi biletami były dwie:
2-6 oraz 2-9 kwietnia. Ze względu na Magdę, magisterkę i kilka innych spraw wybrałem krótszą opcję. Załamanie przyszło dopiero gdy przeliczyłem, że tak naprawdę kupiłem bilety na 3 dni i 4 noce, a jest to zdecydowanie mało by móc zobaczyć coś ciekawego jeżdżąc jak zawsze na stopa. Pierwszy plan (Etna)- porzucam, sprawdzając bilety do Neapolu (promocyjny w jedną stronę 32E, powrót 50E) też zrezygnowałem. Przecież w Bari 3 dni siedzieć nie będę.
I w ten sposób narodził się pierwszy w moim życiu ZAPLANOWANY OBJAZD.
Poszukałem okrężnej trasy do Neapolu autobusami i pociągami przez Taranto łącznie z idealnymi godzinami odjazdów i przesiadek.

Dzień 1
    • 8:15 wyjazd z Torunia na lotnisko Chopina
    • 13:45 odlot
    • przylot do portu lotniczego Bari
    • przejazd autobusem do miejskim do Bari
    • Przejazd z dworca Bari Centrale do Taranto Centrale
    • krótkie zwiedzanie przy silnym wietrze i nocleg na- peronie
Dzień 2
    • Odjazd pociągiem o 5:15 z Taranto do Potenza
    • Kilka godzin w Potenzie – miasto schodów ;]
    • Salerno
    • Pompeje
    • Castellammare di Stabia
    • Nocleg u Antoni

Ze względu na prędkość wycieczka zrobiła się MISJĄ, a nie zwiedzaniem- „plan i realizacja”, a że czasu mało to zwiedzanie zazwyczaj było nocami po dojechaniu do miejsca docelowego. Dokładnie tak wyglądał dzień drugi.
Po południu wchodzę do muzeum archeologicznego w Pompejach. Co tu dużo pisać- żywa lekcja historii. Wahałem się przed wejściem czy nie jest to krojenie kasy, ale zdanie zmieniłem po pierwszych kilku minutach wewnątrz- ogromny obszar, piękne miasto, super zachowane budynki, fantastyczna architektura, czysto i bardzo zadbane stanowiska. Nawet nie przeszkadzały mi bardzo tłumy niemieckich turystów ;)
Nie mogłem opuścić, żadnego punktu miasta. Truchtem przebiegłem każdą ulice, każdy punkt zaznaczony na mapie i po zaledwie 4 godzinach skończyłem zwiedzanie- Zdecydowanie warto!

Będąc jeszcze w Polsce znalazłem przez serwis couchsurfing.org nocleg u Antoni 20 letniej Włoszki z Castellammare. Po dojechaniu do centralnego placu jej miasta podjechała ze swoim przyjacielem Tommasem samochodem. Przywitaliśmy się i wspólnie pojechaliśmy na kawę. Szybko mi oznajmili, że bez znaczenia jak jestem zmęczony wieczór mam zaplanowany- ich przyjaciel Francesco kończy dzisiaj 25 lat i jedziemy wspólnie na jego imprezę. Nie protestowałem. Podjechaliśmy szybko do domu Antoni, wykąpałem się, przebrałem, zapoznałem z rodzicami Antoni (bardzo pozytywni ludzie kochający „dzikie” podróże) i udaliśmy się na neapolitańską pizze. Po półrocznym pobycie we Włoszech myślałem, że mnie już nie zdziwią pizze. Myliłem się hitem w tym miejscu było ciasto z tartym orzechem włoskim i parmezanem.
Najedzeni byliśmy gotowi na imprezę. Spotykamy się w małej kawiarni w centrum miasta. Wyglądała jak typowa Włoska „melina”. Kilku dziadków przy kartach pali papierosy, stare automaty do gry, obdrapane ściany. Widać, że lokal zrobiony w mieszkaniu- my trafiliśmy do salonu. Siedzimy przy kilku małych stolikach na taboretach w skromnym siedmioosobowym towarzystwie. Widać, że paczka bardzo dobrych znajomych. Tomas napisał mi po włosku, życzenia dla jubilata, które w języku polskim i włoskim powiedziałem „Frankowi”. Dziwnie się poczułem gdy powiedzieli mi, że jestem głównym prezentem zaraz po elektronicznej ramce na zdjęcia z wgranymi fotografiami nagich bardzo otyłych czarnoskórych kobiet...Za barem stoi starsza niska kobieta. Podaje nam karty i dla każdego po piwie 0,33 l, a ktoś z gości wyciąga jakieś dziwne ciasto w foremce. Widzę, że tylko mnie bardzo ono zainteresowało- na tort ono nie wyglądało. Szybkie zdmuchnięcie świeczek kilka krzyków i Antonia bierze się do roboty. Dzielone na kawałki tępym nożem ciasto spowodowało nie mały uśmiech na mojej twarzy- jakiś dziwny zapiekany twaróg z mięsem- „co kraj do obyczaj”...
Wieczór spędzamy przy rozmowach i grając w włoską wersję karcianej „dupy biskupa”. Siedzimy kilka godzin, a ja nie wierzę jak dobrze się bawimy po jednym małym browarku i kawie- nie wiem kiedy ostatnio w Polsce byłem na takich urodzinach ;).
Kolejnym etapem urodzin było nocne wyjście do miasta. Wskakujemy do samochodów i jedziemy na objazd Castellammare. Zwykłe standardowe włoskie miasteczko. Ciekawostką dla mnie były wody termalne. Miasto jest bardzo blisko Wezuwiusza więc nie jest to nic nadzwyczajnego, ale Włosi wyodrębnili kilkanaście jej rodzai wód, które z kilku rurek obok siebie można pić w „miejscu objawienia się Matki Boskiej”- widać, że Włochom nie jest daleko do Polaków.
Castellammare jest prawdopodobnie najniebezpieczniejszym miastem we Włoszech i to właśnie tutaj jest najwięcej morderstw wykonywanych przez włoskie mafie w sumie jest to przedmieście Neapolu przy wyspie Capri nad morzem- wymarzone miejsce ;)

Dzień 3
Rano razem z Antonią wskakujemy do pociągu. Ona jedzie na uczelnie do Neapolu, ja wyskakuję trochę wcześniej w Torre del Greco i na piechotę robię sobie całodzienne wyjście na Wezuwiusza. Trasa ponad 15 km pod górkę jaką turyści robią busami, ja maszeruję. Pogoda super, plecak lekki więc przeszkód nie widzę. W połowie drogi zmieniam plan i wbiegam na wierzchołek dawnej kaldery oddzielonej zalegającym kilkaset metrów niżej potokiem lawowym- z tego miejsca widok na Wulkan jest chyba najlepszy. Na dwie godziny przed zachodem udaje się jeszcze na główny wierzchołek. Kilkaset metrów od szczytu mijam truchtem wszystkie wycieczki umierających ze zmęczenia Niemców. Nie wiem czy patrzą na mnie jak na twardziela czy raczej idiotę jak przecieram sobie rękawem mokre czoło- chyba raczej opcja druga. W pewnym momencie pokazuje mnie palcem kilkuletniej córce schodząca w dół blondynka „zobacz, gdybyśmy miały takie wygodne ubranie jak ten pan to też byśmy tak szybko chodziły”- równie zdziwiona jak ja była, gdy ojczystym językiem odpowiedziałem- „a gdybym ja miał tak eleganckie ubranie jak panie wyglądałbym jak człowiek”- zamieniliśmy kilka słów i ruszyłem dalej. Obszedłem krater, pooglądałem unoszący się dym, zabrałem kila tufów. Znowu mnóstwo ludzi, ale i ten punkt trzeba zobaczyć. Czas schodzić. Do Neapolu jeszcze daleka droga. Zbiegając na dół usłyszałem zwalniający za moimi plecami samochód i krzyk „możemy pana biegacza zabrać w dół?”- spotkana kobieta wraz z mężem zwieźli mnie w dół na pociąg do Neapolu.

Neapol- długa historia- spanie z bezdomnymi pod kościołem na kartonach i jedzenie zimnych pizzy po zamknięciu lokalów. Zmieniłem podejście do wielu ludzi bez dachu nad głową- niesamowite doświadczenie i szczerze mówiąc świetni ludzie. Nie rozpisuje się na ten temat- nawet dziewczyna nazywa mnie już żulem...

Dzień 4

  • Zwiedzanie Neapolu
  • Benevento
  • Foggia
  • Bari
  • Nocne zwiedzanie miasta, krótka noc na ławce przy dworcu z innymi turystami

Dzień 5

Odlot do Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz