Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.

23 paź 2012

Z dwojga złego

Jest wtorek 16 października. To kolejny już dzień, który muszę przesiedzieć na uczelni. Nagle dzwoni telefon od Andrzeja i Marcina: „Chrząszcz - na weekend jest warun na Greifenburga w Austrii, w piątek jedziemy - jedziesz!?”. Trzy minutowa rozmowa, dłużej nie musieli mnie namawiać.
W piątek Marcin, Andrzej i Tomek zbierają mnie na wylocie z Torunia. Plecak z paralotnią, śpiwór, dwie koszulki, skarpetki i jedzenie kupione pięć minut wcześniej - czego więcej trzeba? Jedziemy w Alpy. Jeszcze nie wiemy gdzie, ważne by dało się pobujać jeszcze przed zimą.
Wyż jaki utworzył się nad Europą martwił już mnie od rana. Gdy mijamy Łódz dostajemy „halo” od zaprzyjaźnionej ekipy ze Słupska, z którą mamy spotkać się na miejscu: w „Greinfenie” inwersja wyżowa więc nie będzie noszeń, w Dolomitach spadł śnieg.
Do wyboru mamy Bassano na południu Włoskich Alp lub Lijak na Słowenii. Lecz prognoza nie wygląda najlepiej. Mowy o powrocie już nie ma. Nastrój w samochodzie zdecydowanie się zaostrzył. Szukając jakiegoś rozwiązania sytuacji razem z Andrzejem sprawdzamy prognozy. A może Tatry? Szybki telefon do Pawła Farona - czołowego Polskiego paralotniarza z Żywca i mistrza w prognozowaniu latania w naszych górach. Potwierdzają się moje przypuszczenia - „połowa kraju” jedzie właśnie na słowacką Łomnicę.
Mimo wątpliwości i niepewności podejmujemy decyzje znacznie zmieniając plan. Jedziemy na nocleg do Murzasirchla by rano być pod wyciągiem na Łomnicę.
Gwiaździsta noc, chłodny poranek, idealnie niebieskie niebo i ostre jesienne słońce. Tak pięknej pogody nad Tatrami dawno nie widziałem. Gdy rano zobaczyliśmy blask Słońca na liczącej 2634 m n.p.m. Łomnicy wiedzieliśmy, że będzie to piękny dzień. Przyjechaliśmy pierwsi, a za nami około pięćdziesiątka innych pilotów z Polski.
Ustawiliśmy się na kamienistej nartostradzie szykując się do startu. Jednak cała radość z naszych twarzy znikła gdy zalegająca bardzo nisko w równinie inwersja zaczęła się podnosić. Wyraźne ostre kolory zaczęły stopniowo ginąć w zamgleniu,a temperatura gwałtownie się podnosić. Nie było na co dłużej czekać. Z minuty na minutę było tylko gorzej.
Wystartowało kilka osób i walczą. Lecę do nich. Jest źle. Nie ma już żadnych noszeń w jakich można byłoby nabrać wysokość. 



Każdy następny pilot startuje w coraz trudniejszych warunkach spadając jak zestrzelone kaczki. Walczę jeszcze wspólnie z trzema pilotami o każde piknięcie na wariometrze, lecz po chwili wspólnie kierujemy się do lądowiska. Z dołu widzę Startującego Andrzeja. Zdecydował się na tę samą taktykę lecz i on walcząc między koronami drzew odchodzi od zbocza Łomnicy




Na startowisku wiatr całkowicie osłabł. Marcin mimo wielu prób nie był już w stanie w morderczym biegu między skałami oderwać się od Ziemi. Marcin, Tomek i dziesiątki pilotów zmuszeni byli zjechać wyciągiem w dół. Są wściekli. Wszyscy jesteśmy wściekli. Przecież to ja zaproponowałem Tatry, a można było jednak jechać do Bassano. Chyba mnie zapakują zaraz w pociąg do domu... Wracamy do Zakopanego na nocleg.
Nocą z soboty na niedzielę gwiazdy ledwo przebijały się przez zamglone niebo, rano promienie słoneczne już nie były tak silne. Nie widać szans na latanie. Nawet zlot z Kasprowego nie miał już sensu.
Wracamy do domu lecz jedziemy inną trasą- zahaczamy o górę Żar koło Żywca, na której szkolenia prowadzi Górska Szkoła Szybowcowa - rewelacji nie będzie, ale warto spróbować.
Tutaj tak jak i na Łomnicy silny wyż hamował każde noszenie. Po godzinie na startowisku i rozmowach z miejscowymi pilotami zlecieliśmy do lądowiska kończąc nadzieję na poprawę warunków.ie oszukujmy się. Czas wracać. Mimo że kolejny już raz plany popsuła nam pogoda i nie mogliśmy wzbić się pod obłoki nad górskimi szczytami wróciliśmy z doświadczeniami i pomysłami na rozpoczynający się sezon 2013.
Podsuowując: wtopa? Zdecydowanie, ale dobrze, że w Tatrach niż 1000 km dalej we Włoszech ;)

Fotki z wyjazdu 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz